niedziela, 22 września 2013

Rozdział 7


7. „Teraz zostały te wspomnienia i łzy, i trzeba żyć ku*wa, i trzeba żyć”

On. Sam nie wiedział, czy pragnie czyjegoś towarzystwa, czy woli być sam. Kiedy był z innymi, miał ochotę być sam, a kiedy był sam, odczuwał chęć znalezienia się między ludźmi.

Ona. Myślisz, że nie mogę Cię zranić tak jak Ty mnie?

Ich ostatnie spotkanie nie wyglądało tak jakby chcieli. Ona zrozumiałam, że jej sznur przestał istnieć, a tak cholernie za nim tęskniła. On żałował, że go przerwał, a nawet nie wiedział, nie rozumiał…

Za każdym razem gdy o Tobie myślę maluję gwiazdę. Wiesz ile już mam? Mam już swoje własne niebo, do którego chcę iść… chcę już tam być.

- Puść mnie! Nienawidzę Cię!

- Nawet jeśli powiesz, że mnie nienawidzić, ja nigdy Cię nie puszczę.

- Jeśli chcesz, możesz odejść, a ja i tak Cię nie zapomnę, pamiętam wszystkich, którzy odeszli. Dla mnie to proste. Jeśli wiesz, że między nami nic nie będzie, to kur*a nie rób mi nadziei!

Płaczę sobie, tak bez powodu, to normalne, tak?

Wraca do domu, i wylewa łzy, i chce umrzeć. Tyle razy próbowała. Próbowała odciąć się od niego, sama rozwiązać problemy, ten węzeł, który ją dusił. Blizny się jeszcze nie zagoiły. Rany wciąż świeże krwawią jeszcze mocniej, bo obok nich powstają kolejne. Ból tak idealny, perfekcyjny, wypełnia ją całą od środka. Była bezsilna. Nie potrafiła mu powiedzieć, że znaczy dla niej więcej niż cokolwiek.

Muszę się stąd wydostać. Muszę stąd spieprzać, zanim zwariuję do reszty. Boję się, jestem samotna i chora.

Zabawne, masz pewność, że będziesz potwornie cierpieć, a mimo to brniesz w to dalej, bo wiesz, że da Ci to odrobinę szczęścia, która wbrew pozorom jest warta późniejszego bólu.

Umieram, znikam tej nocy. Stoisz tam, tuż przy moim boku. By złapać mnie gdy upadnę… Dawniej było inaczej, dawniej kochałeś.




- Tylko krzyczała „Boję się!” i płakała.

- Może bała się bólu?

Serce, które kocha, jest dręczone samotnością. Jeśli nie chcesz cierpieć przestań pragnąć czegokolwiek. Tylko po ostatnim pożegnaniu zdajemy sobie sprawę jak głęboko zakorzeniona jest w nas miłość.





_________________________________________________


Dziękuję Wam!

To już koniec. Zapraszam na małe pożegnanie na tego "właściwiego bloga"



piątek, 20 września 2013

Rozdział 6


6. „Słowa ‘Kocham Cię’ w XXI wieku nie moją żadnej wartości”

Szczęście to chwilowa iluzja. Niestety jestem sentymentalną idiotką, dla której wszystko ma jakieś znaczenie. Niby już się przyzwyczaiłam do tych ciągłych rozczarować, ale za każdym razem boli tak samo. Jestem idiotką, bo czasem myślę, że moglibyśmy to naprawić.

Bo tak w życiu bywa, że ludzie przychodzą i odchodzą, mydląc oczy, że ważni jesteśmy, że nasze zdanie ma znaczenie, że to, że tamto, że sramto… a potem pyk. I ich nie ma.
Czasem smutek jest wielki. Jest wszędzie. Z każdej strony. Najgorsze są noce. Nie mogę już tego wytrzymać. Wszystko znów powraca…

- Dzień dobry, że tak pozwolę sobie skłamać.

Stała nad nim z torbą w ręku, wkładała tam ostatnie rzeczy.

- Co Ty robisz? – wstaje pośpiesznie chwytając ją za ręce. Blizny ciągle się nie zagoiły, te świeże pozostawiają ślady.

- Kupię Ci lalkę.

- Po co?

- Będziesz się mógł nią pobawić, a gdy Ci się znudzi odłożysz w kąt, bo ona w przeciwieństwie do mnie nie ma uczuć. Nie spędziliśmy ze sobą zbyt wiele czasu, jednak tyle w zupełności wystarczy mi do tego, by się do Ciebie przywiązać.

- Kocham Cię, Elmira.

- Teraz za późno. Słowa ‘Kocham Cię’ w XXI wieku nie mają żadnego znaczenia.

- Być może potrzebuję Cię bardziej niż Ty mnie.

- Tęsknie za Tobą i nic nie rani tak jak brak Ciebie. Ale nie chcę już tęsknić za tym, czego nie ma.

Czy można kochać i nienawidzić tę samą osobę jednocześnie? Można, ale szybko się gubisz między ‘Wypie**alaj!’ a ‘Błagam, zostań!’.



_________________________________________________________

Był to przedostatni rozdział. W niedzielę zapraszam na końcową siódemkę :)



wtorek, 17 września 2013

Rozdział 5


5. „Tylko miłość może mnie uratować, a miłość mnie zniszczyła"

Ktoś zada pytanie, dlaczego? Dlaczego poszli tam razem? Wtedy sami pewnie tego nie wiedzieli, ale nie mogli postąpić inaczej. Szli w ciszy. Kiedy przekroczyli próg jego mieszkania zapanował mrok. Znowu. Dla niej świat znów przestał istnieć, tyle niedopowiedziany zdań, rozmów. Zagubili się w sieci nieporozumień.

On. Pragnął jej. Pragnął z nią być i rozmawiać. Tęsknił i codziennie o niej myślał.

Ona. Pragnęła spokoju. Wreszcie chciała z tym skończyć. Odnalazła go, tylko szkoda, że już za późno.

- Więc jesteś samotna?

- Można się przyzwyczaić…

- Co mam zrobić, abyś była szczęśliwa?

- Okłam mnie.

- Jak?

- Powiedz, że mnie kochasz.

- Nie mogę.

- Bo?

- Bo wtedy powiem prawdę.

Po chwili znaleźli się w swoich ramionach, a On napawał się jej zapachem, Ona skradała tak wytęsknione pocałunki. Wtedy było wspaniale. Noce zawsze są piękne… tylko, że ten sznur już się rozerwał dawno, a ranek oświetla jego strzępy.

Grasz na moich uczuciach jak nikt inny. Niby jesteś, a jednak Cię nie ma. Odezwiesz się raz na jakiś czas i tyle. Nie ma już tych całonocnych rozmów, po których ciężko było wstać, ale po których robiło się jakoś lżej na duszy. Nie ma już tych głupich rozmów o byle czym. Teraz ja mam swój świat, a Ty swój. Trochę przykre, że dwóch ludzi, których niegdyś tak dużo łączyło, teraz zachowują się, jakby byli dla siebie zupełnie obcy.



piątek, 13 września 2013

Rozdział 4



4. „Każdy ma blizny. Tylko, że nie każdy ma je na ciele i to z własnego wyboru”


Mówisz, że dobrze. Rozmawiasz. Trzymasz się. Wmawiasz sobie, że jest w porządku. Czujesz się tak, jakby było. Ale wystarczy jednak sekunda. Jedno małe wspomnienie. Jedna myśl. Żeby wewnątrz posypać się na kawałki. Raz, drugi, trzeci, dziesiąty, aż będą tak małe, że już nigdy się nie poskładają.

Ona. Teraz już wiedziała, że płacz nic nie pomoże. Że żyletki nie pomogą. A jednak nadal to robiła. Tylko w tym znajdowała pocieszenie. Bo skąd mogła wiedzieć, ale dzień wyjazdu będzie jaki sam, jak dzień powrotu? Wtedy straciła jego, teraz straciła bliskich. Rodzice patrzą na nią i się śmieją z jej głupoty. Lub po prostu się jej wyrzekli. Kto by chciał mieć taką córkę? Która tyle razy była uświadamiana, że jest nikim, dla nikogo nie istnieje, a miłość jest tylko w filmach. Bo potem i tak się wszystko posypie.

On. Chciała ją odnaleźć. Wiedział, że jest w Rzeszowie, Ona wie gdzie jest. Przez tyle lat tam była, a może On o tym nie wiedział. Albo przyjechała… do niego?

Czekał na nią codziennie przed halą. Widział ją zawsze, ale sam o tym nie wiedział. Dopiero gdy do niego podeszła, uświadomił sobie, że mijał ją codziennie. A teraz jej nie ma. Nie przychodzi. Nie chodzi za nim.

Po tygodniu wpadł w rozpacz. Gdzie Ona jest?! Dlaczego jej tu nie ma? Czy nim.

A Ona była. Tam gdzie zawsze. Mijał ją, ale nie zauważał. Codziennie się spotykali, a On o tym nie wiedział. Jakby była niewidzialna… Potem rozpaczał, że nie przyszła. A Ona była, była cały czas od sześciu lat, a On nie czuł jej obecności. Na początku płakała. Potem płacz przerodził się w ból. Bo każdy ma blizny, tylko nie każdy ma je na ciele i to z własnego wyboru.

A gdybyśmy tak zamienili się rolami? Ty mnie kochasz, a ja Cię olewam. Co wtedy?

Co trzeba zrobić, by zwrócił na nią uwagę? Przechodzi codziennie koło niego niby cień. A On zaślepiony wypatrywaniem jej w oddali, nie widzi, że idzie tuż obok.

Ona. Zrobi wszystko, by go znów zobaczyć. By On wreszcie na nią spojrzał. Jednak. Idzie z głową w chmurach, nie widząc jak przechodzi tuż obok.

On. Ten zapach. Czuje tę słodką toń na całej ulicy. Chodzi tędy codziennie, a dziś ją poczuł. Nie wiedział, że tak naprawdę była tu cały czas, ale teraz zwrócił na nią uwagę. Ten zapach…

Szła kilka kroków przed nim. Skulona, mała. Szła tak całą drogą, a On jej nie widział. To była Ona, jego Elmira. Kochana, najdroższa, najcenniejsza. Co tu robi po tylu latach?

Przyśpiesza kroku, wyprzedza ją, by znów poczuć ten zapach. Tym razem tak intensywny, gdy była w jego ramionach. Tak samo na niego działał. Staje przed nią, a ona podnosi na niego swój pusty wzrok. Pawa od niej energia, nie taka tak wcześniej. Teraz jest taka… obojętna.

- Jak samochód? - pyta.

Jej melodyjny głos zabrzmiał mu w uszach i spłynęła na niego fala, jak grom z jasnego nieba. Był pewien.

- Elmira – szepcze.

- Zbyszek.

- Co tu robisz? – pyta niedowierzając. – Czemu tu jesteś? Gdzie byłaś? Czemu wyjechałaś?

Teraz to ona patrzy na niego zagubionym wzrokiem, jakby nie rozumiała jego słów.

- Nie wyjechałam. Byłam z Tobą cały czas.

- Nie było Cię. Nie dałaś wyjaśnić…

- Nie czułeś mnie. Byłam z Tobą cały czas, a Ty tak zwykle byłeś na to obojętny. Mówiłeś ‘Nigdy Cię nie opuszczę’. Skoro tak, to czemu mnie opuściłeś?

- Nie chciałem Cię opuszczać. Musiałem wyjechać – podszedł to niej i chwycił za ramię. Odsłonił przy tym wszystkie szramy, blizny i niezagojone rany. Wpatrywał się w nie tak długo, całą wieczność…

- Dlaczego? – zapytał słabo, wpatrując się w jej oczy.

- Może kiedyś opowiem Ci o tym, co przeżyłam bez Ciebie, a co chciałam przeżyć z Tobą.

Nie czuj przykrości z powodu kogoś, kto dał sobie z Tobą spokój. To jemu powinno być przykro, bo olał kogoś, na kogo mógł liczyć w każdej sytuacji.



wtorek, 10 września 2013

Rozdział 3


3. „Chciałabym wiedzieć co myślisz, gdy mijamy się bez słowa”


Tak naprawdę tęsknisz za Nim, ale się do tego nie przyznasz. Chciałabyś mieć go na wyłączność, chciałabyś żeby był tak, jak kiedyś. Bo jeszcze sześć lat temu, w ten ciepły lipiec, On tutaj był. Siedział tuż obok. Obejmował. Był, a teraz go nie ma. Nie wychodzisz z domu, siedzisz sama i wspominasz. Katujesz się przygnębiającą muzyką, wspólnymi zdjęciami i jego zapachem, który gdzieś jeszcze pozostał.

Gdy pierwszy raz zobaczyła Go na jednej z rzeszowskich ulic serce na chwilę jej stanęło. Sześć lat przepłakanych nocy, sześć lat cierpienie i bólu, aż w końcu straciła nadzieję na miłość. Podobno nie ma uczuć, liczy się tylko krew i żyletki. Nie ma przyjaciół. Jej ból odstrasza, a Ona specjalnie buduje tę otoczkę. Czy jego widok coś zmienił? Już nie płacze, już nie. Został jej tylko ból.
Jednak czekała na moment, gdy On też ją zobaczy. Obdarzy choć raz swoim zielonkawym spojrzeniem. I dzisiaj nie spojrzał...
Przechodzi codziennie koło rzeszowskiej hali, On codziennie tam chodzi, jak i Ona. Nawet raz nie rzucił na nią spojrzenia… A Ona wlepia się w niego cały czas. Czuje jego obecność, idzie po jego śladach. To już obsesja? To miłość, która dawno w nim wygasła. I to tak boli… Bo On rozerwał ich sznur, a Ona tak pragnęła, by pozostał w całości.

Następnego dnia spróbuje ponownie. Teraz pozostaje jej kolejna noc egzystencji…

Jednak następnego dnia go tam nie widzi. Nie idzie tą samą trasą. Mijają ją jednak liczne samochody, a wzrok kieruje jej się na parking. Odważa się zbliżysz słysząc liczne przekleństwa wydobywające się zza maski samochodu. Stoi pochylony, ale gdy tylko ją zauważa prostuje się błyskawicznie. Patrzy na niego z zagubieniem w oczach, jak mała dziewczynka mająca zaraz się rozpłakać. To nie jest miłość, nie obsesja, Ona chce się upewnić.

- Zepsuł się? – pyta lekko przymykając powieki i przenosząc wzrok na silnik.

Nie sądziła, że to będę jej pierwsze słowa wypowiedziane do niego po latach. Wie, że jej nie rozpozna. Sama siebie nie poznaje w lustrze.

On. Czuje coś niezrozumiałego. Przygląda się tak znanym rysom, a jednak nie umie ich zidentyfikować. Stoi przed nim jakaś dziewczyna, która ma wypisaną historię na twarzy, a jednak żadne oko nie może tego zobaczyć. Jej księga życia jest za mgłą, nie otwiera się dla nikogo. A jednak On widzi jej historie na twarzy. Jakby sam był częścią niej.

- Zepsuł się? – powtarza pytanie.

Jej głos daje do myślenia, nawet nie zastanawiając się nad sensem słów, czuje ten melodyjny głos. Widzi jak wpatruje się w niego z zakłopotaniem i wyczekaniem, a po chwili napotykając jego wzrok, wystraszona odwraca się i odchodzi. Zna to spojrzenia, zna ten głos, tylko… To nie może być jego Elmira. Nie Ona! Jednak to jest tak żywe, tak to czuje. Widzi jej oddalającą się sylwetkę. Zna ten krok, te ruchu, głos, zapach... Nie poznał jej, tak się zmieniła. A teraz się oddala, a On stoi w miejscu. Nie poznał jej, tak się zmieniła… Chyba znów nie radzę sobie sam ze sobą.



_________________________________________________

Zachęcam do komentowania :)

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 2


2. „Co ja Ci zrobiłam? Nie miałeś prawa bawić się mną i moimi uczuciami!”


Nie ma gorszego bólu niż świadomość, że to, co było, nigdy już nie wróci. Że osoby, z którymi było się blisko i nadal są ważni, traktują nas całkowicie obojętnie. Może tak musi być, ale to cholernie boli…

Pukając do drzwi swojego rodzinnego domu nie wyobrażała sobie, że obecni domownicy mogą popatrzeć na nią jak na ducha. Nie odzywała się sześć lat, zmieniła się… Dla rodziców tacy ludzie jakim się stała byliby niczym. Ale czy Ona zwraca na to jakąkolwiek uwagę? Przez tyle czasu była traktowana jak śmieć, tyle razy mówiono jej, że jest nikim, nikt jej nie chce… Czy jedna osoba w tą czy z tamtą coś zmieni? Nawet opinia rodziców nic już nie znaczy… To, że z grzecznej dziewczynki, która zawsze słuchała się mamy, zmieniła się w kobietę, która ma za sobą cztery próby samobójcze i przyjaciół zamieniła na żyletki, byłoby dla nich niewyobrażalne. Ale tym lepiej… Szkoda, że o tym nie wiedzą. I szkoda, że Ona nie wiedziała, że mieli tak mało czasu. Może wtedy mimo wszystko by nie wyjeżdżała za granicę?

Czy to wszystko ma sens? Czy ta cała podróż do dawnego miejsca zamieszkania, jeszcze z dzieciństwa, pomoże mi się odnaleźć? Pozory, to jedno z moich imion. Dlaczego tak trudno zapomnieć, wymazać z pamięci? Rozerwać ten cholerny sznur łączący mnie z Nim? Dlaczego to tak cholernie boli i nawet po sześciu latach o nim myślę?!


Wnosząc ostatnie kartony do mieszkania nie wiedziała jak wiele się tu wydarzy. Wiedziała jedno. Że On tu jest. W tym mieście. Tak blisko niej. Towarzyszył jej myślami przez te sześć lat w innym kraju. On był tam, a Ona tam. Oddzielnie, a Ona myślami ciągle przy nim. Ilekroć cięła się, ból od razu przypominał jej o nim. Chyba właśnie dlatego to robiła. By znów być myślami z nim. Jednak codzienne łkanie w poduszkę ją  wykańczało, a żyletki dały ukojenie i wymówkę od łez. Tylko czy na tym polega życie?